tyczne, a wokoło bogato ozdobnych nagłówków wychylał się rząd dziwnie rzezanych głów zwierzęcych. Nie było jednak cala jednego na tych pięknych słupach, który by nie był porysowany i poszczerbiony, były zniszczone jak nic innego w świątyni. Nawet posadzka była w koło nich wytarta i nieco wgłębiona od licznych kroków.
Znowu zatrzymał chłopiec matkę i spytał:
— Co to za kolumny?
— To są słupy, które nasz ojciec Abraham przywiózł do Palestyny z dalekiej Chaldei. Nazwał je furtą sprawiedliwości. Kto pomiędzy nimi przejdzie, ten jest sprawiedliwym przed Bogiem i nigdy nie zgrzeszył.
Chłopiec zatrzymał się i zdziwionymi oczyma oglądał słupy.
— Przecież nie zechcesz próbować przecisnąć się pomiędzy nie? — rzekła matka z uśmiechem. — Patrz, kamień wydeptali ci wszyscy, którzy usiłowali przejść przez tę szparę, ale wierz mi, nikomu się nie udało. Chodźże. Słyszę grzmot miedzianych bram, trzydzieści ramion prężąc się, w ruch je wprawiają.
Chłopiec przez całą noc leżał w namiocie nie zmrużywszy oczu, ciągle widział przed sobą bramę sprawiedliwości, most do raju i głos książęcia światów. O tak cudownych rzeczach nie słyszał nigdy przedtem i nie mógł sobie ich wybić z pamięci.
Następnego dnia doświadczył tego samego. O
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/80
Ta strona została przepisana.