dząc wcale, że tyle czasu mija. Siedział rozpamiętując o raju.
Na dziedzińcu koło przepaści stał duży ołtarz ofiarny, kapłani w białych szatach chodzili naokoło niego podsycając ogień na ołtarzu i przyjmując ofiary. Było w dziedzińcu wiele osób ofiarujących i tłum, który się tylko służbie Bożej przypatrywał.
Przyszedł tam także ubogi starzec, niósł jagnię, małe i bardzo chude a w dodatku ukąszone przez psa, tak, że duża rana widniała.
Starzec zbliżył się z tym jagnięciem do kapłanów i prosił aby je mógł złożyć na ofiarę, ale odmówili mu. Powiedzieli, że tak nędznej ofiary nie można składać Panu. Stary błagał, żeby przez miłosierdzie przyjęli to jagnię, gdyż syn mu śmiertelnie zachorzał a on nic innego nie posiada, co by za jego wyzdrowienie mógł Bogu ofiarować.
— Przyjmijcie moją ofiarę, — błagał — inaczej modlitwa moja nie wejdzie przed oblicze Pana i syn mój umrze.
— Wierzaj, że mi żal ciebie, — rzekł kapłan, — ale zakon wzbrania nam kłaść zwierzęta zranione na ofiarę. Jest tak niemożliwym wysłuchać twojej prośby, jak niemożliwym jest, aby kto przeszedł ten oto, most do raju.
Chłopczyk siedział tak blisko, że wszystko słyszał.
— Jaka szkoda przecie, że nikt tego mostu przejść nie zdoła. Możnaby starcowi uratować sy-
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/85
Ta strona została przepisana.