nieważ opierał się jednak, rzucili nim o ziemię, chcąc go zabić.
Chłopiec siedział tak blisko, że wszystko mógł dokładnie widzieć i słyszeć. Wydało mu się, że kapłan jest człowiekiem bardzo twardego serca i westchnął:
— Ach, gdybym mógł zadąć w tę cudowną trąbę, uratowałoby to biedaka.
Powstał i dotknął ręką trąby. Zapragnął dobyć z niej tonu nie dlatego, że nadawało to władzę nad całym światem, chciał jeno poratować kogoś, czyje życie było zagrożone.
Objął więc trąbę drobnymi rączkami i usiłował ją podnieść.
W tej samej chwili uczuł, że olbrzymi słup sam do ust jego się podaje. I lekki oddech dziecka sprawił, że trąba wydała głos potężny, grzmiący, który napełnił całą olbrzymią przestrzeń świątyni.
Oczy wszystkich zwróciły się ku niemu i poznali, że to ów mały chłopiec dobył z trąby głosu, od którego w świątyni wszystkie sklepienia i kolumny zadrżały.
Uczniowie zawistni, chcący zabić obcego młodzieńca cofnęli się, a świątobliwy nauczyciel rzekł do niego:
Pan cud uczynił i dał znak, że chce, abyś został wtajemniczony w zakon Jego. Pójdź, usiądź na powrót u moich stóp!
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/89
Ta strona została przepisana.