ko o którym mówią, że z nieba zstąpiło! Weszli i pytali, gdzieby to dziecko widzieć można.
— Idźcie tam, gdzie mędrcy siedzą z uczniami. Między nimi jest to dziecko. Uczeni zabrali je między siebie, wypytują chłopię, ono wzajem ich pyta, a wszyscy zdumiewają się nad nim. W dziedzińcu zaś czeka tłum zbity, pragnąc ujrzeć bodaj cień tego, który dobył głosu książęcia światów swoimi ustami.
Mężczyna i kobieta z trudem utorowali sobie drogę w natłoku i ujrzeli, że dziecko siedzące śród mędrców i uczonych — to syn ich.
Kobieta poznawszy go, zaczęła płakać. Chłopiec zasłyszał płacz i odczuł, że to matka. Wstał natychmiast, przyszedł do niej, a matka i ojciec wzięli go za ręce i wyszli ze świątyni.
Gdy matka nie przestawała płakać, spytało dziecko:
— Czemu płaczesz? wszakże przyszedłem natychmiast, skorom twój głos usłyszał!
— Jakże ja nie mam płakać! — odrzekła — zdawało mi się, żeś dla mnie stracony.
Wyszli z miasta, noc zapadła a matka ciągle płakała.
— Czemu płaczesz? — rzekło dziecko. Nie wiedziałem, że dzień cały minął. Zdawało mi się, że jeszcze ranek i zaraz przyszedłem, skorom tylko głos twój posłyszał.
— Jakże nie mam płakać! — rzekła matka.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/91
Ta strona została przepisana.