Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/94

Ta strona została przepisana.

Sądziłam, że ją zastanę opuszczoną. Nie wiedziałam, że ją ludzie na nowo wzięli w posiadanie.
— Nie dziwię się wcale, żeś myślała zastać tę chatę, leżącą tak wysoko między niedostępnymi skałami, pustą i opuszczoną — rzekł robotnik. — Ale my oboje z żoną jesteśmy biedni przybysze z dalekich krajów, nie mogliśmy znaleźć innego schroniska. A, tobie, co tu przybywasz po długiej wędrówce podjętej w tak późnymi wieku, może jest pożądańszym, że zastajesz tu ludzi, niż wilki sabińskich gór. Musisz być znużona i głodna, znajdziesz u nas legowisko na spoczynek, czarkę koziego mleka i chleb, jeżeli ci to wystarczy.
Stara uśmiechnęła się z lekka, ale uśmiech był tak przelotny, że nie mógł zatrzeć wyrazu ciężkiego strapienia, jaki trwał na jej obliczu. — Całą młodość przeżyłam w tych górach, — rzekła. — Nie zapomniałam jeszcze jak to się wilka z chaty wypędza.
W istocie wyglądała taka mocna i dzielna, że wincerz wcale nie wątpił, iż mimo późnego wieku, ma jeszcze siły dosyć, aby podjąć walkę z leśnym zwierzem.
Powtórzył jednak zaproszenie i stara weszła do izby. Usiadła do posiłku z ubogimi ludźmi i jadła bez wahania. Jednak, pomimo, że zdawała się bardzo zadowolona, jedząc chleb razowy rozmoczony w mleku, to przecież goszczący ją rozmyślali nad tym, skąd może pochodzić ta stara kobieta? Poznać było bowiem łatwo, iż częściej musiała