Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

sku. Nigdzie drzewa, ni źródła, ani schronienia żadnego, ani pokrzepiającej ochłody. Słońce żar sypie, w powietrzu żar pała, i ziemia ogniem dyszy, a nie widać końca tej strasznej drogi i kresu pustyni. Strudzeni żołnierze padają z pragnienia, giną od strzał słonecznych, umierają z głodu — lecz inni bez wahania idą dalej, idą, bo wódz przed nimi, którego opuścić nie wolno.
— To jest piękne! — szepnął w żelazo okuty żołnierz rzymski. — To jest godne spojrzenia walecznego męża!
Stojąc na warcie mógł też widzieć co dzień bawiące się na łące dzieci. Ale nie obchodziły go więcej niż kwiaty. Miałby też na co patrzeć!
— Czego się ci ludzie cieszą? — powtarzał zdziwiony, gdy przechodnie uśmiechali się na widok wesoło igrających pacholąt. — Że też ludzie umieją cieszyć się z byle czego.
Dnia jednego zobaczył wszakże trzyletniego może chłopczyka, który przyszedł z innymi bawić się na łąkę, ale nie był do nich podobny.
Było to ubogie dziecko, odziane skór-