kielichy, i zaniepokoił się o piękne kwiaty, Ale co począć? Jakże je ocalić? Nagle ujął sztywną łodygę najpiękniejszej lilii i pochylił ją ku ziemi w taki sposób, że krople deszczu spływały po zewnętrznej stronie kielicha nie wyrządzając szkody delikatnej roślinie. A uczyniwszy tak z jedną pobiegł co prędzej do innych, i wkrótce na całym polu nie widać było wcale białych kwiatów, tylko schylone ku ziemi łodygi.
Na ten widok żołnierz nie mógł powstrzymać uśmiechu. — No — rzekł do siebie — zdaje się, że tym razem kwiaty nie bardzo będą mu wdzięczne za pomoc. Naturalnie, wszystkie łodygi połamał, bo są zanadto sztywne, aby je tak zginać można.
Na koniec deszcz przestał padać, chmury się rozproszyły, i jasne słońce ukazało się znowu na niebie. A wtedy strażnik ujrzał ze zdumieniem, jak dziecko biegając od lilii do lilii bez najmniejszego trudu podnosiło zgięte łodygi, które stały znów prosto, sztywne i nieuszkodzone, a cudne białe kwiaty uśmiechały się do słońca.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.