Na tę myśl żołnierz rzymski zapłonął takim gniewem, że groźnie potrząsnął włócznią w stronę dziecka, gdy przebiegało blisko niego.
— Gdybym miał nie dożyć wojny — nie widzieć jej więcej — nie zdobyć sławy, łupów — przez takie stworzenie —
Gniew i rozpacz miał w sercu.
A tymczasem zdarzyło się raz coś takiego, co wydało się żołnierzowi jeszcze niedorzeczniejszym i nową niechęć zbudziło ku chłopcu.
Dzień był gorący, duszny, promienie słońca zionęły żarem i spiekotą, a hełm i żelazna zbroja stojącego przy bramie żołnierza rozpaliły się jak piec gorący. Przechodnie zauważyli, iż musiał cierpieć strasznie stojąc w takiej ognistej zbroi, lecz on — choć mu wargi pękały od skwaru, oczy krwią zaszły, a skóra pokryła się bąblami — stał nieruchomy i wyprostowany, dumny ze swojej siły, wytrwałości, okazując całą postawą, że nie potrzebuje żadnego schronienia, ochłody, że znieść może wszystko, on, żelazny żołnierz rzymski, zahartowany w piaskach afrykańskich pustyń.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.