źnie, ze zmarszczonym czołem i patrzy nań surowo. Zatrzymał się wreszcie przed nim i podniósł rączyny, aby je zbliżyć do ust spragnionego.
Ruchy jego były powolne, ostrożne, — tak się bał rozlać wodę. Jasne włosy w bujnych kędziorach spadały mu na oczy, więc odrzucił je raz i drugi ruchem głowy; a gdy na koniec podniósł wzrok na twarz żołnierza, nie uląkł się bynajmniej twardego wyrazu, — słodkim uśmiechem zdawał się zapraszać, aby zechciał przyjąć usługę i ochłodzić spalone usta.
Widok wody nęcił żołnierza, ale nie chciał przyjąć pomocy od dziecka, które za wroga swojego uważał; więc stał patrząc przed siebie, nieruchomy, udając, że nie widzi malca i jego daru.
Dziecko zaś — jakby nie domyślało się nawet, iż żołnierz odmawia przyjęcia pomocy, uśmiechało się z serdeczną ufnością, podnosiło rączęta i wspinało się na paluszki, aby strażnik łatwiej mógł dosięgnąć wody.
Żelazny wojak nie chciał znosić tego dłużej — zdawało mu się, iż go ośmie-
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.