ry uszedł wczoraj, — byli w domu jego rodziców, lecz ci właśnie uciekli przed chwilą, — widziano ich pomykających ku bramie: ojciec silny mężczyzna siwobrody, matka wysoka, dziecko ukrywa pod szatą, zarzuconą na głowę.
W sercu żołnierza zawrzał gniew okrutny: — więc po raz drugi uszła, i przez niego?...
Właśnie w bramę wjeżdżał Beduin[1] na koniu. Żołnierz nie mówiąc słowa rzucił się na niego, ściągnął go z siodła, sam dosiadł rumaka i popędził drogą przed siebie.
W kilka dni potem żołnierz rzymski jechał górzystą pustynią południowej Judei. Ścigał on troje zbiegów betleemskich i szalał z gniewu, że dotąd pościg jego był daremny.
— Można by doprawdy myśleć, że ci ludzie znają sztukę zapadania się pod ziemię — mówił. — Ileż to razy miałem ich przed sobą, prawie na odległość rzutu włóczni, a zawsze mi umknęli. Zaczynam się obawiać, że ich nigdy nie dogonię.
- ↑ Jeździec arabski.