Rzeczywiście tracił odwagę jak człowiek, który zaczyna wierzyć, iż ma do czynienia z siłą nadprzyrodzoną. Czyżby ci ludzie byli pod opieką bogów?
— W takim razie po cóż się trudzę? — myślał sobie. — Lepiej wrócić, zanim zginę z głodu albo pragnienia w pustyni.
Ale natychmiast inna opanowała go trwoga. Wiedział dobrze, co go czeka, jeśli powróci z niczym. Dwa razy z jego winy dziecko uniknęło śmierci: czyż Herod i Woltigiusz mogą mu przebaczyć?
— Ponieważ Herod nie jest pewny tronu, póki ten chłopiec żyje — mówił sobie — więc niezawodnie zechce pomścić się na mnie za swą mękę i niepokój i każe mię przybić do krzyża.
— Muszę to dziecko znaleźć, nie ma innej rady.
Było skwarne południe. Nigdzie kropli wody ani chłodzącego cienia, — rozpalone powietrze ani drgnęło; koń i jeździec upadali ze znużenia.
Od kilku godzin stracił jeździec ślad uciekających, nadzieja go opuszczała, a z nią siły i wytrwanie.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.