— Po co się męczyć dłużej? — myślał sobie. — Nie odszukam ich nigdy, to trudno. I tak zginąć tu muszą.
Gdy tak rozmyślał, ujrzał w skalistej ścianie niewielkiego wzgórza sklepione wejście do podziemnej groty.
Natychmiast zwrócił konia w tym kierunku.
Odpocznę trochę w chłodzie — myślał sobie. — Może odzyskam siły do dalszego trudu.
Lecz gdy chciał wejść do groty, uderzył go niezwykły widok: po obu stronach wejścia rosły dwie przepyszne lilie, okryte białym kwiatem. W suchym, rozpalonym piasku stały prosto zielone, soczyste łodygi, śnieżne kielichy rozlewały woń miodową, a roje pszczół złocistych unosiły się nad nimi.
Był to tak nadzwyczajny dziw w pustyni, iż żelazny żołnierz rzymski, który dotąd nigdy nie patrzał na kwiaty, stał przez chwilę zdumiony, potem wyciągnął rękę, złamał jedną łodygę i zabrał biały kwiat z sobą do jaskini.
Grota nie była głęboka ani ciemna i zaraz spostrzegł, że spoczywa w niej
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.