Gdy winiarz niewolnikowi drogę ukazał i do chaty powrócił, czuwała jeszcze żona jego.
— Nie mogę usnąć — rzekła. — Myślę wciąż o tem, że zejdą się ci dwaj. Ten, który wszystkich ludzi miłuje, i ten, który ich nienawidzi. I jest mi, jakoby spotkanie owo świat z posad ruszyć miało.
Stara Faustyna była już w Palestynie, w drodze do Jeruzalem. Nie chciała, by polecenie odszukania proroka i stawienia go przed cesarzem kto inny miał wykonać. W głębi serca tak pewnie myślała:
— Żądać od tego obcego człeka chcemy czegoś, czego na nim ani siłą, ani darami wymódz nie możemy. Aleć przecież zgodzi się może, jeśli mu do nóg ktoś padnie i opowie, w jakiej nędzy pogrążony jest cesarz. A któż lepiej za Tyberjusza prosić może od tej, co razem z nim pod brzemieniem nieszczęścia jego upada.