Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.
—   101   —

nie przewlekać podróży, ale dziś jeszcze do Jeruzalem dotrzeć. Mniemam, że to bogowie ostrzegają mię, by nie opóźniać się i właśnie w to piękne rano śpiesznie ciągnąć dalej.
A gdy te słowa mówiła, stanęli właśnie na najwyższym szczycie długiego grzbietu górskiego, ona zaś zatrzymała się mimowoli. U stóp jej leżała wielka głęboka kotlina, otoczona pięknemi wzgórzami; z ciemnej cienistej głębi doliny wznosiła się olbrzymia skała, która na szczycie swoim dźwigała miasto Jeruzalem.
Lecz maleńkie to górskie miasteczko, co ze swemi wieżycami i murami niby korona płaskowzgórze skalne wieńczyło, urosło dnia tego po tysiąc razy. Na wszystkich wzgórzach okolnych widniały barwne namioty i roiły się tłumy ludzi.
Zrozumiała teraz Faustyna, że cała ludność miejscowa śpieszy do Jerozolimy, by jakieś wielkie obchodzić święto. Ci co daleko mieszkali, przybyli wcześniej i rozbili dokoła namioty. Ci zaś, co blizko mieli, teraz właśnie dążyli do