Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.
—   104   —

Droga, stromo w górę idąca, obrzeżona była nizkiemi murami, na nich zaś w niesłychanej mnogości siedzieli i leżeli żebracy i kalecy, błagając przechodniów o jałmużnę.
A gdy tak jeźdźcy posuwali się powoli naprzód, jedna z niewiast judzkich zbliżyła się do Faustyny.
— Patrz — mówiła, ukazując jej żebraka, który śród innych na murze siedział. — Ten jest galilejczykiem. Pamiętam, żem go między uczniami proroka widywała. Powie ci on pewnie, gdzie przebywa ten, którego szukasz.
Faustyna i Sulpicjusz zwrócili konie swoje ku człowiekowi, którego im pokazano. Stary był on i biedny, o wielkiej, świeżo przypruszonej brodzie. Lice jego od słońca i upału ciemną miało barwę, a dłonie namulone były od pracy. Nie prosił on o jałmużnę i zdawał się być tak pochłoniętym przez pełne troski myśli, że nie podnosił wcale oczu ku przechodzącym.
Nie słyszał też słów, któremi zagadnął go Sulpicjusz, aż musiał ten kilka razy powtórzyć swoje pytanie.