— Jakobyśmy do narodu szaleńców przybyli — rzekła Faustyna, widząc uchodzącego.
Uczniowie proroka wielkie w niej wzbudzili obawy. — Zali człek, który w otoczeniu swojem takich opętańców posiadał, mógł był uczynić coś dla cesarza?
Ale i niewiasta judzka zdała się być wielce zasmuconą i śpiesznie rzekła do Faustyny:
— Nie mieszkaj o pani, a szukaj tego, którego odnaleźć pragniesz. Boję się, że spotkało go coś bardzo złego, jeśli uczniowie jego są, jakoby zmysły postradali i słuchać nie mogą, gdy się o nim mówi.
Faustyna z orszakiem swoim przebyła wreszcie bramę i znalazła się śród ciasnych ciemnych uliczek, gwarnych i rojnych. Rzekłbyś, niepodobna przez miasto przejechać. I coraz musieli stawać jeźdźcy. Próżno niewolnicy i żołnierze starali się jej drogę w ścisku uczynić. Bo zwartym i nieskończonym strumieniem płynęły wciąż tłumy ludzkie.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.
— 110 —