— Widzę — rzekła stara niewiasta do Sulpicjusza — że ulice Rzymu ogrodami są cichemi w porównaniu do tych uliczek.
Sulpicjusz dostrzegł wnet, że nie zdołają zwalczyć wszystkich przeszkód i powiedział:
— Śród przepełnionych tych ulic łatwiej pono będzie iść niż jechać. Jeśli nie jesteś zbyt zmeczoną, radziłbym zsiąść z koni i udać się pieszo do pałacu wielkorządcy. Prawda, że daleka to droga, aleć jeśli jechać zechcemy, nie dotrzemy tam przed północą.
Faustyna uznała słuszność słów jego. Zsiadła z konia i cugle jednemu z niewolników oddała. Śpieszyli się tedy wszyscy rzymianie i zaczęli dalej przeciskać się przez uliczki.
Szli teraz o wiele sporzej. Dość szybko dotarli do śródmieścia, a Sulpicjusz ukazał Faustynie szerszą ulicę, na którą wnet wkroczyć mieli.
— Patrz, Faustyno — rzekł — gdy już na tej ulicy będziemy, staniemy wnet u celu. Wiedzie ona wprost do naszej gospody.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.
— 111 —