Nareszcie ukazała się garść żołnierzy rzymskich na wielkich koniach. — Czuwali oni, by nikt z ludu nie mógł dotrzeć do uwięzionego, ani też próbować go wyzwolić.
Wraz za nimi szli oprawcy, a ci wiedli człowieka, który miał być ukrzyżowany. Włożyli mu oni na barki wielki i ciężki krzyż drewniany; lecz człowiek ów zbyt słabym był dla onego brzemienia. Przygniatało go ono tak, że całe jego ciało pochyliło się ku ziemi. A głowa opadła tak nizko, że lica jego nikt oglądać nie mógł.
U wylotu małej uliczki stała Faustyna i poglądała na krwawą wędrówkę oddanego śmierci. I ujrzała ze zdumieniem, że płaszcz był na nim z purpury, na głowie zaś korona cierniowa.
— Co to za człowiek? — zapytała.
A jeden z otaczających odrzekł:
— Ten ci chciał uczynić się cesarzem.
— Umierać tedy musi dla rzeczy, która zaprawdę nie zasługuje, by tak być upragnioną — rzekła stara niewiasta z żalem.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.
— 113 —