Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.
—   120   —

płynęły z oczu. Skoro jednak płakać zaczęła, ocknęła się zaraz.
Zasnęła przecież znowu i znowu ujrzała się w marzeniu na dachu domu swego i znowu poglądała na podwórzec, wielki niby plac miejski.
I oto ujrzała, że podwórzec pełen jest ludzi szalonych i przez złego ducha opętanych. Ujrzała takich, co nadzy byli, i takich, co się we włosy swoje owijali, i takich, co sobie korony ze słomy a płaszcze z trawy poczynili i za królów się uważali, i takich, co po ziemi pełzali, mniemając, iż zwierzętami są, i takich, co bezustanku nad troską wielką płakali, a nazwać jej nie umieli, i takich, co kamienie ciężkie znosili za złoto je podając, i takich, co wierzyli, że złe demony przez usta ich przemawiają.
I widziała, jak wszyscy ci ludzie tłoczą się u bramy pałacu, a ci co na przedzie byli, kołatać zaczęli, żądając, by im otworzono.
Aż nareszcie otwarły się drzwi, na progu stanął niewolnik i zapytał:
— Czego chcecie?