dził z niewieścich urojeń. I oto znowu usłyszała głos, który jej mówił:
— Idź, a spojrzyj na tych, co na podwórcu twoim czekają.
Ona zaś pomyślała:
— Nie chcę ich oglądać. Dość nieszczęśliwych widziałam tej nocy.
A w tejże chwili usłyszała trzy gromkie uderzenia w bramę. Małżonek jej zbliżył się do balustrady, by ujrzeć, kto wstępu do pałacu jego żąda.
Zaledwie na dół spojrzał, skinął na małżonkę swoją, by do niego podeszła.
— Zali nie znasz tego męża? — zapytał, ukazując na podwórzec.
Spojrzała na dół, tam zaś roiło się od jeźdźców i koni. Niewolnicy śpiesznie zdejmowali juki z osłów i wielbłądów. Widać było, że możny jakiś pan nadciągnął.
Ów zaś nieznajomy stał u wnijścia, a był to mąż stary, wysokiego wzrostu, o barkach szerokich i ponurej groźnej twarzy.
Niewiasta wnet poznała obcego i szeptem rzekła małżonkowi.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.
— 127 —