Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.
—   158   —

jeszcze nie słyszał o tak zdumiewających rzeczach. I na chwilę jedną nie mógł się od nich oderwać.
Dzień się zbudził, a w nim żadna nie zaszła zmiana. Nie mógł myśleć o czem innem. Rankiem dnia tego mieli do domu powracać.
Rodzice wiele mieli do roboty: musieli zwinąć namiot, objuczyć wielkiego wielbłąda i wszystko uporządkować. Mieli też jechać nie sami, ale w gronie licznych krewnych i sąsiadów. Że zaś tyle ludzi razem wyruszyć miało, więc też pakowanie i juczenie odbywało się bardzo wolno.
Malec nie pomagał w robocie. Dokoła niego zamęt był i krzątanina, on zaś siedział cichutko, rozmyślając o owych trzech cudownych rzeczach.
Nagle przyszło mu do głowy, że dość ma czasu, by do świątyni pobiedz i przyjrzeć im się raz jeszcze. Dokoła tyle jeszcze juków czekało. Zdąży powrócić, nim w drogę ruszą.
Pobiegł więc śpiesznie, nie mówiąc nikomu, dokąd się udaje. Nie sądził,