A on w zdumieniu począł pytać sam siebie:
— Jakaż to woda była, którą mi dziecię ono przyniosło? Napój to był wspaniały. Trzebaby, bym mu wdzięczność moją okazał.
Ale że wielką była nienawiść jego do dziecięcia, tedy i myśli one prędko go opuściły.
— Toć to dziecię jeno — myślał — ani wie ono, czemu tak lub owak czyni. Tej zabawki szuka, która mu największą sprawia uciechę. Zali u pszczół i lilji najdzie jaką wdzięczność? Gwoli chłopięciu temu trosk sobie żadnych nie przysporzę. I tego ono nawet nie wie, że pomocnem mi było.
I więcej jeszcze gniewu wzbierało w sercu jego przeciw dziecięciu.
Aż oto ujrzał po chwili, że z bramy wychodzi wódz rzymskich żołnierzy, którzy w Betlehem załogą stali.
— I jakież to niebezpieczeństwo groziło mi przez pomysł onego chłopięcia! Niechby Voltigius o chwil parę wcześniej nadążył, ujrzałby mię z dziecięciem w ramionach!
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.
— 16 —