mie miejskiej. Przez myśl im widać nie przeszło, by ich tu zatrzymano; dreszcz trwogi wstrząsnął niemi, gdy żołnierz włócznią drogę im zagrodził.
— Czemu nam bronisz, byśmy na pole do pracy naszej poszli? — zapytał mężczyzna.
— Możesz iść zaraz — odparł żołnierz — muszę jeno obaczyć, co niewiasta twoja pod suknią ukrywa.
— I cóż obaczysz? — rzekł mężczyzna. — Niemasz nic więcej, chleb i wino tylko, któremi się dzień cały żywimy.
— Może i prawdę powiadasz — rzekł żołnierz na to — jeśli tak jest, czemuż mi z dobrej woli ukazać nie chce, co niesie?
— Nie chcę ja, byś to oglądał — odparł mężczyzna — i radzęć, puść nas w pokoju.
I z temi słowy podniósł siekierę. Ale niewiasta dłoń swą na ramieniu jego położyła.
— Nie wdawaj się w zwadę — prosiła. — Wolę inaczej uczynić. Niech ujrzy
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.
— 31 —