wiedział, że ścieżyna kończy się tuż za chatą, łyżkę swoją odłożył i zawołał:
— Zali zbłądziłeś obcy człowieku, żeś aż do chaty tej doszedł? Boć nikt nie zadaje sobie trudu, by tu się wdzierać, chyba żeby szedł z wieścią do kogoś z nas, którzy tu mieszkamy.
A gdy tak pytał, obcy podszedł bliżej.
— Jest, jakoś rzekł — powiedział. — Zgubiłem drogę i nie wiem teraz, dokąd kroki moje kierować. Jeśli mi tu chwilę spocząć pozwolisz, a potem drogę do jakiego folwarku ukażesz, wdzięcznym ci będę bardzo.
I z temi słowy usiadł na jednym z głazów, które przed chatą leżały. Młoda niewiasta zapytała go, czy wieczerzy podzielić z nimi nie zechce, ale odmówił z uśmiechem. Natomiast nie brakło mu ochoty pogwarzyć z nimi, gdy jedli. Pytał młodych ludzi o to, jak żyją, jakiej się oddają pracy, a ci mu wesoło i swobodnie odpowiadali.
Aż robotnik zwrócił się ku gościowi i wzajem pytać go zaczął.
— Widzisz, w jakiej głuszy, jak da-
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.
— 66 —