stali na progu chaty i poglądali ku słońcu, które daleko na zachodzie gasło. Niewolnik zszedł z drogi i z pozdrowieniem zbliżył się ku nim. Potem wyjął ciężki mieszek z za pasa i podał go robotnikowi.
— Przysyła ci to Faustyna, stara niewiasta, której miłosierdzie okazałeś — rzekł niewolnik. — I to ci powiedzieć każe, byś sobie za te pieniądze własną winnicę kupił i dom wybudował, już nie tam, gdzie orły się gnieżdżą.
— Żyje więc jeszcze stara Faustyna? — pytał robotnik. — Szukaliśmy jej w bagnach i rozpadlinach. Gdy do nas nie wracała, mniemałem, że śmierć ją zaskoczyła w górach.
— Czy nie pamiętasz — przerwała niewiasta, — żem w śmierć jej uwierzyć nie chciała? Czy ci nie mówiłam, że do cesarza powrócić musiała?
— Tak było — rzekł robotnik. — Tak mówiłaś, ja zaś cieszę się bardzo, że spełniły się słowa twoje, nie dlatego przecież, że Faustyna tak dziś jest bogatą, by nas z biedy wybawić, ale żal mi było cesarza.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.
— 87 —