przeciwnie przypominało braję, dawaną kurom, lub świniom. Było przytem twarde i połyskiwało kryształkami soli, jaką zawierało w nadmiarze.
Postawiły patelnię na ogniu i przypiekły placek po jednej stronie, potem zaś obróciły go na drugą. Ciągle wszystkie trzy trzymały łyżkę i pomagały przewracać placek.
Nareszcie był gotowy i należało go zjeść.
Nora i Maja Liza rozgorzały teraz wielkim zapałem i nie istniało już niebezpieczeństwo, by miały się śmiać, lub mówić. Myślały o tem, że danem im będzie spojrzeć w przyszłość, a tej sposobności nie chciały żadną miarą lekkomyślnie tracić.
Proroczy placek błyszczał od soli i dużo trzeba było odwagi, by go wziąć w usta. Podzielono go jednak sumiennie na trzy części i każda zabrała się mężnie do dzieła.
Nora zjadła wszystko, bo rozumiała, że tak być musi, a chciała ściśle spełnić wszystkie przepisy. Babka wzięła w usta kawałeczek mały, a i to niepewne, czy go połknęła. Maja Liza ugryzła spory kęs, ale mimo że pragnęła dowiedzieć się swej przyszłości, nie była w stanie przełknąć drugiego.
Obie dziewczęta doznały czegoś w rodzaju rozczarowania z powodu smaku placka, żadna atoli nie wyrzekła słowa. Gestem pożegnały babkę, a ona milcząc stała w progu i świeciła im, gdy szły po schodach.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/110
Ta strona została przepisana.