Po powrocie okazywało się najczęściej, że kucharka ugotowała jedzenie za wcześnie i było skutkiem tego wysuszone lub spalone i skołczałe.
Ile razy pastorowa wracała głodna i przeziębia z kościoła do domu, nie opuszczała jej myśl, jakby tu zrobić, by skrócić drogę z kościoła na plebanję.
Trudno by było namówić mieszkańców wsi, by sprzedali stary budynek i nabyli nowy, bliżej położony, a zresztą sprawa przedstawiała się gorzej jeszcze i była bardziej zawikłaną.
Boże drogi, cóż za utrapienie! Przedewszystkiem Svartsjö było jeno aneksem głównego pastoratu broeńskiego i zawiadowca jego był tem samem pierwszym proboszczem Svartsjö, a przeto pobierał połowę dochodów parafji. Sprawa to była odwieczna i zmienić się nie dała. Inaczej słusznem i sprawiedliwem byćby musiało, by mąż jej, pełniący wszystkie funkcje, pobierał też cały dochód. Posiadał jednak tylko urząd pomocnika, musiał się tedy zadowolić poborami mniejszemi.
Poza tem gmina była biedna i zeszedłby dawno na dziada, gdyby musiał żyć z tego jeno, co dostawał od swych parafjan.
Proboszczowi swartsjoeńskiemu wiodło się lepiej, niż innym pomocnikom jego rangi dlatego, ponieważ posiadał, prócz plebanji urzędowej jeszcze własny folwark, z którego czerpał dochody. Gdyby nie to, nie mógłby związać końca z końcem.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/114
Ta strona została przepisana.