dała na stawiane jej teraz pytania. Wyłoniła się kwestja, czy zawiesić jej na szyi więcej sznurów pereł, czy dobrze włożoną ma wysoką koronę ślubną, oraz czy korona ta posiada piękny kształt. Ulla Moreus poświęciła dla tej korony całą noc, wyklejając ją czerwonym i zielonym jedwabiem, oraz złoconym papierem. Przypomniała sobie późno dnia zeszłego, że przecież jest to najświetniejsze wesele tej zimy, przeto nie można posłużyć się dawną koroną i wykroiła z tektury nową.
Pastorowa pochwaliła koronę i wszystko inne, poczem stara matka Moreus zwierzyła się jej ze swego utrapienia.
Wyraziwszy dzięki za pochwałę stroju, powiedziała, iż ma jak najgorsze przeczucie i że wątpi w powodzenie wesela, o ile nie można będzie skłonić panny młodej, by przybrała weselną minę. Niema istotnie przyjemności w strojeniu dziewczyny, wyglądającej jakby była skazana na ścięcie.
Na te słowa obróciła się panna młoda gwałtownie tyłem do rozmawiających i bąknęła kilka ledwie zrozumiałych słów. Miały one znaczyć, że jeśli mamzel Maji Lizy niema na weselu, to ona sobie z tej całej parady nic nie robi. Tysiąc razy najmniej obiecywała, że będzie i zobaczy ją w stroju ślubnym.
Wmieszała się w sprawę Ulla Moreus i przemówiła głosem czystym i dźwięcznym, jaki miewają ludzie dobrzy, chcą
cy godzić i naprawiać.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/123
Ta strona została przepisana.