— Ach, czemuż to nie mogła przybyć mamzel Maja Liza na moje wesele?
Pan młody musiał się dość nażebrać i nabłagać, zanim bogata córka kmieca zdecydowała się zostać jego żoną.
Szeptano sobie, że babka zmusiła do tego małżeństwa wnuczkę. Wyraz jej twarzy przy uczcie weselnej potwierdzał pogłoskę, która niezawodnie szerzyć się musi szybko.
Pomyślawszy to, zaczął jej przedkładać, by nie robiła tak smutnej miny, bo ludzie czynią uwagi, zaś z pastorówną zobaczyć się może przecież równie dobrze innego dnia.
Nie zważała jednak na jego słowa, krajała dalej chleb i po chwili Westchnęła znowu:
— Ach, czemuż mnie nie widzi w weselnym stroju?
Pan młody spróbował raz jeszcze przywieść ją do upamiętania.
— Nie pojmuję, — rzekł — jak możesz z tak błahego powodu wystawiać się na szyderstwo ludzi? Czy sądzisz, że mamzel Maja Liza dużo sobie z ciebie robi? Wiadomo, co państwo myśli o nas, chłopach.
Obróciła się doń żywo tym razem i rzekła:
— Nie mówiłbyś tak, gdybyś znał sprawę! Zaręczam, że nie siedziałbyś tu, gdzie siedzisz, gdyby nie pastorówna, która wstawiła się za tobą, twierdząc, iż będziesz dla mnie dobry.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/126
Ta strona została przepisana.