zanie z grubych kłód, a schody wspinały się równie niebezpiecznie stromo i miały tak samo wąskie stopnie. Można z nich było niezawodnie równie dobrze jak w Löwdali zjechać po poręczy, nie pomagając sobie nogami.
Wprost wejścia, pośrodku sieni widniały drzwi do dużej stancji, gotowej zawsze na przyjęcie podróżnych. Nie można tu było spotkać nikogo z członków rodziny, ale Maja Liza otwarła i spojrzała do wnętrza. Znalazła to, czego się spodziewała, a więc krzesła brzozowe, żółto malowane i biały stół rozkładany, zupełnie jak w Löwdali. Nie brakło nawet kalli w wazoniku na oknie.
Jedną jeno zauważyła odmianę. Wprawdzie chodniki na podłodze były równie siwe, miały jednak inny wzór niż w Löwdali. Maja Liza przyszła jednak po chwili do przekonania, że nie było to winą ciotki. Tkała ona wedle wzoru zapamiętanego z młodości, zaś w Löwdali został zmieniony dawny wzór w szachownicę na inny.
Pastorówna zamknęła drzwi i stała przez chwilę w sieni. Łzy napełniały jej oczy, wiedząc zaś, że ciotka wzruszeń nie znosi, chciała się uspokoić i wejść z twarzą pogodną i wesołą.
Ale i tu prześladowało ją zwykłe niepowodzenie. Otwarłszy drzwi do izby mieszkalnej, spostrzegła, że ciotka zajęta jest właśnie praniem. Na ognisku wrzał ogromny kocioł, a z równie wielkiej,
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/153
Ta strona została przepisana.