Wyobrażała sobie, co może myśleć ciotka o siostrzenicy, przeszkadzającej w praniu i wybuchającej płaczem zaraz po przybyciu.
Ciotka nie wydawała się jednak zbytnio oburzoną. Przestała prać, a potem z całym spokojem wlała w balję z bielizną wielką warzechę gorącej wody, dołożyła jeszcze jedno polano do ognia i dopiero, dokonawszy tego wszystkiego, zbliżyła się do płaczącej u drzwi Maji Lizy.
— Nie bójże się, dziewczyno! — powiedziała. — Nie jestem może tak zła, jak wyglądam.
Przerachowała się jednak sądząc, że słowa te pocieszą i uspokoją siostrzenicę. Łzy jej tryskały z tak głębokich źródeł cierpienia, że godzinami płynąćby musiały, zacząwszy się raz już toczyć.
Maja Liza nie mogła wyrzec słowa, chociaż uświadamiała sobie, że ciotce zbraknie rychło cierpliwości, a także że nie może na długo odchodzić od prania. Ale ciotka poradziła sobie, obróciła się poprostu do małej Nory, która była blisko niej przez cały czas i teraz pełna przerażenia gładziła zlekka jej dłoń.
— Czy wiesz może dlaczego Maja Liza płacze? — spytała. — Nie mogło ją przecież aż tak dotknąć, żem nie pospieszyła z pozdrowieniem, będąc zajęta praniem.
Z tonu jej wyczuwało się, że drwi z łez siostrzenicy i to widać zrozumiała mała Nora, gdyż wpadła zaraz w złość.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/156
Ta strona została przepisana.