wiedziała dobrze, że Sjöskoga uważaną była za najlepszy pastorat w całej diecezji.
Siostrzenica jednak odparła, że w samej rzeczy nie obchodzi ją ani Finnerud, ani Sjöskoga, bowiem mąż jej musi być plebanem w Svartsjö i mieszkać w Löwdali.
— Tak teraz mówisz, — zauważyła ciotka — ale zmienisz zdanie, gdy się trafi ten, który ci jest przeznaczony. Wówczas nie będziesz myślała o gospodarstwie, ani parafji.
Ciotka mówiła tak poważnie, że Maja Liza mimo woli wyjrzała powtórnie. Pleban był naprawdę przystojnym mężczyzną, rosłym, o niebieskich oczach, donośnym, wesołym głosie, dolatującym aż do wnętrza domu. Gospodarz słuchał go uśmiechnięty, a ze stajni i szop spieszyli parobcy, by zająć się koniem.
— Patrz jak wszyscy zbiegają się zewsząd. Zaraz widać, że przybył pleban z Finnerudu, którego kocha każdy. Przypuszczam, że nie odjedzie zaraz, ale pobędzie trochę u nas, możesz tedy pogwarzyć sobie z nim.
Ledwo ciotka skończyła, otwarły się drzwi i pastor wszedł.
Od progu już zawołał do ciotki, że mąż jej chciał go zaprowadzić do paradnej sali gościnnej, ale nie może znieść samotności. Poprosił matki Małgorzaty o pozwolenie pozostania w izbie pry-
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/166
Ta strona została przepisana.