się do starego Pekki, służącego mi za parobka, i spytali, czy pan pastor chce może, by wystawiono nową plebanję. Ale Pekka odparł, że zauważył, iż pastor zadowolony jest z prostej chaty fińskiej z jedną izbą i bez komina, tak że trzeba otwierać okno w dachu, by wypuścić dym. Dowiedziawszy się tego, poszli równie mądrzy jak przedtem.
— Nie zawsześmy byli dobrzy dla cudzoziemców, panie pastorze! — zauważyła ciotka.
— To prawda! — przyznał. — Niejeden z parafjan moich nie może do dziś dnia pojąć rzeczy tak prostej jak życzliwość. Uradowaliby się szczerze, gdybym przybrał minę ponurą i zaczął narzekać, iż marnuję młodość pośród prostych chłopów fińskich, że jednak jestem wesół, to ich niepokoi i gnębi.
To samo powtórzyło się, kiedym nauczył Finki uprawy lnu. Chodziłem z niemi po polu, pokazywałem wszystko, sam siałem, międliłem, czesałem, a gdy w chatach fińskich znalazło się własne przędziwo, zbudziła się zaraz w duszach mieszkańców dawna podejrzliwość. Co zamierzał pastor, biorąc się do uprawy lnu? Nikt nie rozumiał tego i gromada udała się znowu do Pekki. Spytano go, czy nie zachodzi obawa, by pastor zażądał nowej drogi do plebanji. Parobek odparł, że niema o tem mowy, pleban bowiem zadowolony jest z drogi starej, chociaż strasznie wyboista, pełna dziur i poza porą zimową nie nadająca się wogóle do użytku.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/173
Ta strona została przepisana.