do głowy starać się o to stanowisko. Chciałem tem zrobić przyjemność matce i zgłosiłem się, wiedząc z góry, że wygrać nie mogę. Sjöskoga pozostawała stale w rękach jakiegoś starego profesora, lub radcy szkolnego i nadawano tę prebendę po bezpośredniem zwróceniu się danego kandydata do króla. Przytem chciałem się ubawić widokiem min moich fińskich parafjan. W każdym razie głównie na żart pojechałem z dokumentami do Karlsztadu.
Podczas drogi, coraz to większe opadały mnie wątpliwości. Pewnie mnie wszyscy wyśmieją i osądzą, że zuchwałością jest ze strony fińskiego kapelana z zapadłych gór starać się o tak wielkie pastorostwo. Ale będąc już w drodze, postanowiłem dojechać na miejsce, przyrzekłem sobie tylko nie dobywać wcale dokumentów, zanim się dowiem, kto się zgłosił przede mną.
Podróż trwała dłużej niż sądziłem i dotarłem do miasta na godzinę ledwo przed ostatecznym terminem składania podań. Umieściwszy gdzieś konia, w ostatniej nieledwo minucie, zdążyłem jeszcze do kancelarji konsystorza.
Idąc po schodach do kancelarji, uczułem żal i postanowiłem dać wszystkiemu spokój.
Ale sekretarz konsystorjalny był mym dobrym przyjacielem, to też chciałem go pozdrowić, nie wspominając słówkiem o Sjöskodze, a pozorując bytność w Karlsztadzie, chęcią zobaczenia się z matką.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/175
Ta strona została przepisana.