z jakiego właściwie powodu wyruszyli z domu, czy ich może burza zaskoczyła w powrocie z kościoła?
Matka opowiedziała, dlaczego wyszli z domu. Mieli udać się do Pera Jansy do Nyhofu, który jest jej szwagrem, mimo że jest bogaty, a mąż jej był wielkim biedakiem. Drugiego dnia świąt daje on co roku wielkie przyjęcie, a jako szwagierka jest na nie oczywiście zaproszona. Wiedziała dobrze, coprawda, że niepogoda jest straszna, ale uczta owa jest jedyną w ciągu roku dla nich sposobnością zabawienia się i nasycenia do woli.
Gdy to usłyszeli zacni ludziska, zaczęli na nowo biadać i żałować matki z powodu, że nie może iść do Pera Jansy na przyjęcie, bo tam niezawodnie wszystkiego pod dostatkiem i zabawa, co się zowie. Ale niesposób próbować nawet ruszać w burzę, gdyż życie musiałaby narazić poprostu.
Matka potakiwała im i zdawało się, że niczem jest dla niej siedzieć oto spokojnie w domostwie biedaków, podczas gdy czeka na nią niedaleko tyle przeróżnych przysmaków.
— Gdybyście nie miała z sobą dzieci, — powiedział wkońcu gospodarz — możeby się wam jednak udało dotrzeć do Nyhofu!
I na to zgodziła się matka ochotnie. Tak, zdążyłaby może na przyjęcie, powiedziała, gdyby nie to że ma z sobą dzieci, których narażać w tak okropny czas nie ma odwagi.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/18
Ta strona została przepisana.