— Panie chorąży, jeździ pan ciągle z miejsca na miejsce i zna wielu ludzi, czy zna pan tego Liljecronę, który jest pastorem w Finnerudzie?
Chorąży przeraził się. To co powiedział o małżeństwie, uczyniło na niej widocznie wrażenie. Może Liljecrona upatrzony był na małżonka, a słowa jej dały do myślenia, że nie całkiem na to się nadaje.
— Ollę Liljecronę znam doskonale! — powiedział. — Byłem u niego nawet kilkakrotnie w Finmarku. Jest to człowiek, co się zowie i wszystko umie. Wyuczył nawet ludność, zarówno mężczyzn jak kobiety przeróżnych, użytecznych zatrudnień.
— Rada bym się dowiedzieć, czy nie rzucił okiem na naszą Maję Lizę! — westchnęła. — Choć coprawda słyszy się same jeno pochwały.
Udawała macierzyńskie zainteresowanie, ale chorąży wyczuł w tonie słów, że nie byłaby od tego, by posłyszeć jakąś plotkę o konkurencie.
— O, droga kumciu! — zawołał. — Pani jest zbyt rozsądną osobą, by za ostro sądzić młodzież! Zważyć należy, że Finnerud to zapadła dziura, a on żyje w zupełnem osamotnieniu. Ja w takich razach ostatni rzuciłbym kamień. Nie da się mimo wszystko zaprzeczyć, że Liljecrona żyje od kilku lat z pewną kobietą tamtejszą na wiarę. Ale sprawa ta da się bardzo łatwo uregulować, a Maja Liza może o niczem nie wiedzieć.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/202
Ta strona została przepisana.