Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/203

Ta strona została przepisana.

Ciemność zmusiła pastorową do zaprzestania cerowania, mimo to nie zaświeciła lampy, ale wzięła robotę na drutach, która nie wymagała udziału oczu. Druty poruszały się cicho i regularnie, gdy jednak Örneclou powiedział, że pastor ma kochankę, zgrzytnęły w jej rękach, jakby z przerażenia.
Głos jej był zgoła zmieniony, gdy rzekła:
— Cóż to pan powiadasz, chorąży! Wszakże niepodobna, by pleban... Cóż na to biskup?
— Ach, droga kumciu! — pospieszył. — Nie mecie chyba jak daleko w górach leży Finnerud. Pewny jestem, że prócz mnie nikt o rzeczy nie wie, nawet jego najbliższa rodzina. Sam przypadkiem jeno wpadłem na trop i nie mówiłem oczywiście nikomu. Byłbym to i przed panią zataił, gdyby nie poczucie obowiązku poinformowania czułej i zapobiegliwej matki.
Örneclou odkrząknął i ciągnął dalej:
— Zmusza mnie pani do powiedzenia więcej niżbym chciał, ale powtarzam, czuję żem powinien przedstawić sprawę w pełnem oświetleniu. Zaręczam, że aż do odwiedzin u niego, w święta nic a nic nie wiedziałem. Nie zastałem go, przybywszy, ale gospodyni przyjęła mnie jak najlepiej, prosząc bym zaczekał na powrót pastora. Trwało to dość długo, a ja tymczasem zacząłem rozmowę z kobieciną. W swoim rodzaju niezrównana to osoba i nie Finka