Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/211

Ta strona została przepisana.

motną okolicą leśną, gdzie z pewnością nikogo już nie spotka.
Na nieszczęście pogoda niezwykle piękna wywabiła na świat mnóstwo osób, tak że roiło się od wycieczkowiczów. Za małą chwilę ujrzał chorąży komendanta swego pułku. Örneclou dawno ukończył służbę wojskową, ale mimo dymisji uważał za swój obowiązek zachować maniery dostojne i pełne godności, przystojne człowiekowi, który kroczył ongiś przez pole chwały.
W chwili, kiedy się podniósł, oddając zamaszysty ukłon, zapiał kogut.
Do prawdziwej rozpaczy doprowadzić mogło to chyba każdego. Nieszczęsne przygody jawiły się jedna po drugiej. Same niepowodzenia przez całą drogę.
Nakoniec, wydostawszy się na grzbiet gór sundgaardskich, spotkał nowego właściciela dóbr björneńskich, Melchiora Sinclaira.
Tego tylko brakowało dotąd! Niepowodzenie osiągnęło punkt kulminacyjny. Opinja powszechna nadała Sinclairowi przezwisko „koguta,” z powodu wrzaskliwego charakteru, pyszałkowatości i popędów awanturniczych.
Sinclaire wiedział o tem przezwisku i nie był zeń oczywiście zadowolony. Przeciwnie, w obecności jego nikt nie śmiał wspomnieć nawet o kurach, ni jajach.