I owszem, i owszem nie mam nic przeciw temu! Szkoda tylko, że pani to przede mną ukrywała, bo byłabym dostarczyła Maji Lizie więcej roboty. Jeśli z pary prześcieradeł robi jeno nad jednem, to jest to oczywiście czyste próżniactwo!
Pani Beata trzymała robotę w ręku. Nie mogła wyrzec słowa, bo dolna szczęka i cała głowa trzęsły się jej tak, jakby ktoś stał z tyłu i potrącał ją ciągle.
Pastorowa zwróciła się ku drzwiom mówiąc, że odchodzi, widząc jak spieszno babce wracać do roboty, a teraz gdy może już pracować, nie potrzebuje tyle towarzystwa.
Pani Beata wykrztusiła coś, co mogło znaczyć, że praca nakładana Maji Lizie przechodzi ludzkie siły i może pozbawić ją zdrowia i życia.
Ale pastorowa odparła żywo:
— O, wszyscy dobrze wiedzą, że Maja Liza wcale nie jest przepracowaną i że często spędza jeszcze noce na czytaniu. Nie wierzę, by młodym praca szkodziła. Szkodliwą jest jeno obłuda, kłamstwo i chodzenie, po krętych drogach.
Powiedziawszy to, wyszła i zanim pan i Beata zdobyła się na jakieś zrozumiałe słowo w swej obronie, drzwi zamknęły się już za nią. Schody, któremi pastorowa iść musiała, były strome i wąskie, to też poruszała się zwolna. Tymczasem zebrała siły pani Beata i w chwili, kiedy pastorowa znalazła się na dole, otwarła drzwi gwałtownie.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/221
Ta strona została przepisana.