Maja Liza pomyślała, że ojciec przekroczył już wiek, w którym mógłby zostać odmłodzonym zapomocą zwiększenia pracy, nie ozwała się słówkiem, zaś macocha mówiła dalej w ten sposób, jakby zgoda ojca na jej pomysł już nastąpiła. Oczywiście wybory muszą zostać ponowione i ojciec uczyni najlepiej, zaraz jutro jadąc do Karlsztadu, by się poinformować. Właściwie powinienby odrazu udać się do Sztokholmu i przedstawić się królowi. Wszyscy wiedzą, jak uczonym jest ojciec i na poleceniach zbraknąć mu nie może, zwłaszcza, że był przez lat kilka nauczycielem ludzi stojących teraz u steru rządów.
Dotąd bała się Maja Liza tylko o ojca, teraz przyszło jej na myśl co innego i, nie mogąc dłużej panować nad sobą, rzekła:
— Gdy ojciec przeniesie się do Sjöskogi, musi chyba sprzedać Löwdalę.
Macocha zwróciła się do niej, a palce jej przybrały kształt szponów krogulczych. Głosem wezbranym nienawiścią i wstrętem do pasierbicy i tak chrapliwym, że niemal zwierzęcym, powiedziała:
— Ojciec nie ma chyba obowiązku pilnować dla ciebie Löwdali przez całe życie! Löwdalę kupi byle kto, a ojciec zajmie stanowisko należne sobie.
Ojciec skończył jeść i rad wielce, że unika dalszej rozmowy, wstał od stołu.
Teraz zrozumiała Maja Liza, co znaczyły słowa macochy, gdy powiedziała, że ją nauczy płakać.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/234
Ta strona została przepisana.