Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/24

Ta strona została przepisana.

Nagłe powzięła postanowienie, wichr uderzył z całą mocą, a oni pojechali. Jechali wspaniale, błyskawicznie, a nawet nie czuli teraz wiatru, ni zimna. Gdyby nie mknący obok nich szybko brzeg, sądziliby, że siedzą spokojnie w miejscu.
Malec krzyczał na całe gardło z radości, ale dziewczyna siedziała na swojej kupce z zaciśniętemi ustami i rozglądała się bacznie, czy nie napotka jakiejś nowej przeszkody, dzielącej ich od świętalnego poczęstunku.
Była to najszybsza podróż w życiu dzieci. W ciągu kilkunastu minut zobaczyli przed sobą wsunięty w jezioro przylądek, na którym stały zabudowania Nyhofu.
Właśnie miano zasiadać do kolacji, gdy dzieci ukazały się w dali, na lodzie. Wszyscy wybiegli co prędzej by zobaczyć, co to za dziwną jakaś rzecz jedzie przez jezioro.
Trudno wysłowić, jak się wszyscy dziwowali, poznawszy dzieci. MNie mogli się dość nadziwić Per Jansa i żona Pera Jansy, sam proboszcz i wszyscy goście. Nie było temu końca.
Jedna jedyna tylko matka nie wyglądała wcale na zdziwioną.
— Ta dziewczyna nie ustępuje nigdy! — powiedziała — Musi się stać to, co chce. Przez cały czas, rzec można, spodziewałam się, że przyjedzie powietrzem na miotle.