Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/244

Ta strona została przepisana.

Dziewczyna uspokoiła ją i upewniła, że z nikim nie mówiła o tej sprawie. W duchu pomyślała sobie, że nigdy nie miała nawet ochoty zdradzić tej mało ważnej tajemnicy, o wiele trudniej przychodziło jej milczeć w innych sprawach. Nie mogła pojąć, czemu mamzel Maja Liza najsurowiej zabroniła jej, by nie zdradziła, ni słowem przed ojcem, jak ją traktuje macocha. I cóżby to szkodziło, gdyby się pan pastor dowiedział, co za czarownicę ma za żonę?
Maja Liza objawiała najmniej ciekawości. W ostatnim czasie odczuwała jakiś bezwład duszy, nie mogła się smucić ani radować i nie obchodziło ją, co się z nią dzieje. Przekonaną była, że macocha będzie ją dręczyć, aż się rozchoruje. Nie, wiele sobie z tego robiła, a już najmniej ze śmierci. Pragnęła wypoczynku, pokoju i ciszy.
Siedziała przy warsztacie tkackim, gdy Nora przyniosła jej wieść, że przybył zarządca henrikberskiej huty do Löwdali. Ale na moment jeno zatrzymała czółenko. Zarządca Henriksbergu był jej już obcą zgoła osobą, a przybycie jego znaczenia nie miało. W zimie spodziewałaby się po nim Bóg wie czego, teraz jednak wszystko przepadło.
O godzinie piątej zadzwonił pastor i kazał wnieść do salonu tacę z chlebem, masłem i trzema szklankami mleka.
Ponieważ zamówił wyraźnie trzy szklanki, przeto pastorowa wiedziała, że nie życzy sobie jej