Machnął niecierpliwie ręką. Wszystko zresztą jedno, kto jej doniósł tę plotkę, ciotka czy inna baba, bo baby są najgorsze dla siebie wzajem. Gdyby to uczynił mężczyzna, niezawodnie postawiłby się na stanowisku danego człowieka i zwróciłby na to uwagę. Czyż interesował się ktoś tem, w jakich warunkach żyje pastor Liljecrona, który tyle dobrego uczynił Finom? Sam się dopiero dziś dowiedział, że mieszka w chacie fińskiej, jednoizbowej, bez komina, zaś pensja jego wynosi sto talarów rocznie. Cóż tedy za straszne brzemię pracy podjąć musiała osoba, zmuszona zawiadywać jego gospodarstwem i toczyć bój ze skrajną nędzą. Musiała nietylko sama tkać, ale szyć odzież, musiała prowadzić krowy i owce do lasu na paszę i pilnować ich, a przez cały ciąg lat służby oddała mu nieskończenie więcej usług, niż to pojąć zdoła rozpieszczona dziewczyna z pańskiego dworzyszcza. Pani pastorowej zawdzięcza w znacznej mierze pastor, że mógł dokonać wśród Finów zbożnego dzieła swego.
Maja Liza uczuła się teraz podrażnioną. Nie wiedziała, co tak wzburzyć mogło ojca. Czyż sądzi że starała się zwabić do siebie Liljencronę czasu widzenia w Svanskogu?
Przecież nikt jej nie mógł zabronić rozmowy z nim? Przezwyciężyła się jednak i poprosiła ojca, by jej wierzył, że o tem wszystkiem nigdy nie słyszała słowa.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/248
Ta strona została przepisana.