Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/276

Ta strona została przepisana.
DUCHY W LÖWDALI.

Filaks stał na schodach, podjazdu, szczekał i wył przez noc całą. Nora nigdy jeszcze nie słyszała, by tak hałasował. Nie mogła zasnąć, pewną była, że nie śpi również mamzel Maja Liza, chociaż potrzebowała bardzo snu wobec nadwątlonego zdrowia swego. Trudno, pomyślała, niema innej rady, tylko muszę uciszyć jakoś psa.
Zarzuciła kaftanik, włożyła spódniczkę i wyśliznęła się przez kuchnię do sieni. Zanim jednak zdążyła poodmykać rozliczne zamki i zatrzaski drzwi głównych, pies ucichł. Wyszła mimo to na werandę, by go zwabić do domu.
O dziwo, nie mogła go dostrzec nigdzie. Wiedziała, że stał przez całą noc na werandzie, teraz jednak, gdy się przezwyciężyła i wstała, znikł jak kamfora. Wyszła na stopnie podjazdu, wołała i wabiła, mimo to jednak pies się nie jawił.
Noc była przecudna. Niebo pokrywały białe obłoczki, tworząc wianki, i pierścienie wsunięte jedne w drugiej jakby chciały pokazać ziemi jakąś grę