Zabrakło jej słów, bo spostrzegła, że wszystko to nie ma wartości w jego oczach. Ta cała ojczyzna, jaką wespół z nim chciała stworzyć w Löwdali, nie była jego ojczyzną, była mu rzeczą zgoła obcą i obojętną.
Ponownie poprosił o skrzypce i dodał, że się już nie zjawi na drodze jej życia.
Przyciszyła dłonią silnie bijące serce. Tak, pomyślała, pójdzie i nie wróci. A nie mogła znaleźć słów tak potężnych, by go wstrzymać mogły.
Nie było rady, musiała ulec. Odeszła od okna, by wziąć z stołu i oddać mu skrzypce.
Ale gdy je wzięła w rękę, stanęła bez ruchu, albowiem dziwne myśli przyszły jej do głowy.
Oto trzymała w dłoni to, co miało nad nim największą władzę. Ten istrument był mu siłą i pociechą.
Zrozumiała! Muzyka była mu tem, czem jej Löwdala. Muzyka to jego ojczyzna. Ona jeno mogła mu dać spokój, bezpieczeństwo i orzeźwienie. Gdy grał, tony tworzyły dach nad jego głową, świetniejszy nad dach kwiecia jabłoni, ozłocony słońcem. Wówczas to wkraczał w ojczyznę swą prawdziwą, tam gdzie chronił się zawsze od najwcześniejszej samotnej młodości swojej.
Nie uległ niedoli, z którą borykać się musiał dlatego jeno, że miał skrzypce swoje. Starczyło ująć smyczek, a zaraz był w świecie szczęśliwości nie-
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/293
Ta strona została przepisana.