wytarty i chwiejnie osadzony. Przędła ordynarne konopie, pełne guzów i zadzior, tak że gdzieindziej nie warto było ich poprostu nakładać na wrzeciono. Prządka pracowała mimo to zręcznie, jak te, które przędły najprzedniejszy len.
Dziewczyna nie mogła sobie wyobrazić, kimby mogła być ta ostatnia osoba, i po chwili zadecydowała w duchu, że pastorowa musiała wziąć na plebanję jakąś dziewczynę dla nauki przędzenia.
— Biedaczko! — pomyślała — Nie dobrze ci się tu dzieje. Nie cieszysz się, najwidoczniej, łaskami pastorowej.
W kuchni, poza wyliczonemi tu osobami, nie było nikogo więcej i dziewczyna nie mogła teraz zrozumieć jak to się jej wydawało zrazu, że otacza ją mnóstwo osób.
Wszystkie razem przędły i przędły. Gdy matka przędła, przyśpiewywała sobie, albo opowiadała historyjki, tutaj jednak wszystkie prządki milczały jak zaklęte.
Pastorowa wezwała ją skinieniem i kazała sobie podawać rozczesane pięknie przędziwo z kosza, stojącego na ziemi, tak by się nie potrzebowała schylać po każde pasmo.
Dziewczyna musiała to robić przez czas niezmiernie długi, koła warczały wokół, wahały się w dół i do góry pedały, wrzeciona wirowały, a dziewczyna uczuła ponowny zawrót głowy, to też chcąc się
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/33
Ta strona została przepisana.