Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/38

Ta strona została przepisana.

samych drzwiach siedząca i najordynarniejszą przędzę mająca na połamanym kołowrotku; mogła być pastorówną! Był to wszakże grzech ciężki, był to wstyd okropny! Ach, gdybyż matka wiedziała!
Opróżniła się wielka kuchnia. Na samym końcu za wszystkiemi kroczyła pastorówna. Zbliżywszy się do dziewczyny, podała jej nagle rękę i rzekła:
— Pójdzież także na modlitwę poranną! Nieprawdaż?
Głos jej był słodki, miły, a dłoń miękka i delikatna. Dziewczyna wsunęła w nią, nieśmiało zrazu, swą rączynę. Ale w miarę jak obie kroczyły przed siebie, palce dziecka coraz to mocniej ogarniały dłoń Maji Lizy, gdy zaś stanęły pod drzwiami gabinetu proboszcza, pastorówna nachyliła się ku przybyłej i szepnęła:
— Słyszałam, że jesteś córeczką mej dawnej niańki, Marity z Koltorpu?
— Tak, — odrzekła dziewczynka — i przybyłam by panience pomagać!
Maja Liza uśmiechnęła się i odparła:
— Tak, tak, w istocie potrzebuję czyjejś pomocy!