inny grunt. Wszystko inne zostałoby mniej więcej takie, jakie było przedtem.
Nora patrzyła przed siebie, była zgoła nieprzytomna.
— Byłaś już pewnie w Helgesäterze i widziałaś wiszące tam w bawialni, w złotych ramach, między oknami wielkie lustro. Szkło rozbite zostało lat kilka temu, że zaś kapitan nie miał pieniędzy na wstawienie innego, przeto kazał pokryć tylną deskę zielonem suknem, a złota rama pozostała. Całą różnicę stanowi brak lustra, zresztą wszystko trwa po dawnemu.
Dziewczyna rzuciła pastorównie błyskawiczne spojrzenie, zaczynała się teraz domyślać, o co idzie.
— Podobnie stać się też musiało z jeziorem, o którem mówiłyśmy, — ciągnęła dalej Maja Liza — wszystko na brzegu zostało na dawnem miejscu, chociaż brakło lustra wodnego, leżącego pośrodku. Brzozy zwieszały dalej gałęzie, mimo że nie miały ich w czem odbijać, został piaszczysty brzeg, chociaż nikt się tu w ciągu lata nie jawił dla kąpieli, a skalna ściana sterczy również dalej, mimo że nikt na niej nie staje, by łowić ryby. Małe wysepki, okryte dereniem, wznoszą się, mimo że otaczają je uprawne grunta, a także wszystkie zagrody włościańskie stoją na tem samem miejscu, chociaż mieszkający w nich młodzieńcy i dzieci nie mogą już wyruszać łódkami na wodę w ciche, ciepłe, letnie wieczory.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/46
Ta strona została przepisana.