Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/53

Ta strona została przepisana.

— Jakto zeszłego roku? — zdziwiła się Anna — Sądziłam, że Śnieżka żyła przed lat tysiącem.
— Ja zaś zawsze słyszałam, że Śnieżka żyje dotąd jeszcze! — odparła pastorówna. — W dniu owym, kiedy szła z ojcem do kosiarzy, liczyła właśnie lat dziewiętnaście. Ojciec miał pięćdziesiątkę, ale nie było po nim znać tego wieku. Nosił perukę, ale nie używał kapelusza, koszula jego była śnieżnej białości, krawatka bufiasta, a trzewiki spięte były dużemi sprzączkami. Śnieżce wydawał się w tym stroju ogromnie wykwintnym. Ona sama miała na sobie starą, katunową sukienkę i szerokoskrzydlny, słomiany kapelusz. Wobec ojca czuła się jednak niczem.
— Jakto? — przerwała Anna — Słyszałam zawsze, że Śnieżka zwracała właśnie pięknością swą uwagę każdego!
Pastorówna opowiadała jednak dalej, nie zwracając uwagi na przerwę.
— Dobrze się stało, że miała dnia tego kapelusz zasłaniający twarz. Inaczej ojciec zauważyłby niezawodnie zaraz jej niezadowolenie. Ach! Ach! Miała powód niezadowolenia, bo oto właśnie wolałaby stokroć w czasie spaceru z ojcem siedzieć u warsztatu tkackiego i kończyć płótno. Ale kiedy przyszedł pod otwarte okno komory i zajrzawszy z zewnątrz zawołał, by szła, nie była w stanie odmówić.