Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/68

Ta strona została przepisana.

— O, wielkie nieba! — zawołała mleczna siostra. — Więc Śnieżka nigdy już potem nie popadła w gniew?
— Wkońcu ogarnął ją głęboki sen, — opowiadała dalej Maja Liza — przynosząc zapomnienie, gdy się jednak zbudziła nazajutrz, a wschodzące z nad gór słońce zaświeciło jej w twarz, przypomniała sobie całe nieszczęście i nie wiedziała biedaczka, co ma czynić.
Ale nie potrzebowała długo rozważać sytuacji, bo zaraz zjawiła się służąca i z nakazu pastorowej poleciła jej wstać i zasiąść do warsztatu tkackiego.
Nie było jeszcze czwartej i tak wcześnie nie wstawała dotąd Śnieżka. Pracowała, coprawda, zawsze, ale czyniła to wedle własnego upodobania i w dowolnej porze. Uczuła znowu gniew, ale przyszło jej na myśl, że potwór zbudzić się może, tedy powściągnęła się wysiłkiem woli.
Przesiedziawszy kilka godzin u warsztatu, pojęła wyraźniej, jak się to wszystko stało. Nie wkradła się wcale potajemnie do serca ojca mamzel Vabitz, ale powtarzała mu tak długo, że on i córka będą mieli nieocenioną pomoc w jej osobie, aż nakoniec, na prawdę ową otwarły mu się oczy. Ojciec musiał teraz czuć wielki żal do córki, niezdolnej do zrozumienia jego niezwykle rozsądnego postępku.
O siódmej zawezwaną została Śnieżka do ojca w celu wysłuchania nagany i pouczenia, co ma czynić.